niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział Drugi

Obudziłam się rano wraz z moim budzikiem. Szybko wstałam i ubrałam zieloną koszulkę, niebieskie spodnie i czarną czapkę z daszkiem. Wzięłam marchewkę i wręcz pobiegłam do stajni. Wszyscy byli już na nogach, a konie stały już na pastwiskach. Weszłam do stajni i podeszłam do boksu karego. Wydawał się on troszeczkę spokojniejszy, bo gdy podeszłam nastawił uszy w moją stronę, a potem podszedł. Dałam mu marchewkę i pogłaskałam go po pysku.
- Wiedziałem, że cię tutaj znajdę - powiedział wujek podchodząc do mnie.
- Tak. Po patrz. On jest coraz bardziej spokojny.
- Dzisiaj ugryzł Reda jak ten dawał mu jeść, prawie kopnął Aśkę gdy ona go szczotkowała. Może ciebie polubił?
- Tak właśnie podszedł i wziął marchewkę.
- No choć masz jeszcze kilka rzeczy to zrobienia.
- Co na przykład?
- Pojeździsz dzisiaj na Black Royalu, bo jego pani powiedziała, że dziś nie przyjdzie. Masz jeszcze umówiony teren z....
- Nie mów, że Krzysiek tu jeździ.
- Jeździ. - powiedział wujek.
Niemalże nie zemdlałam. Szybko wyczyściłam Black Royal, a wujek podał mi kanapkę z dżemem. Pojechałam z konikiem na halę. Black  wydawał się wydawał się genialnie ujeżdżony, ale zauważyłam, że boi się palcata, więc go odłożyłam i jeździłam z nim jeszcze przez godzinkę i potem odstawiłam konika na wybieg.
    Zjadłam obiad z wujkiem i wyczyściłam pewnego kasztanka, który nazywał się Jazon. Osiodłałam go, a następnie osiodłałam siwego konia. Miał on na imię Jarema. Za chwilę miał przyjść Krzysiek.
    Zobaczyłam go jak wchodził do stajni. Byłam wtedy w pokoju i i ubrałam sobie granatowe bryczesy. Zieloną koszulkę i uczesałam włosy  w warkocz. Na głowę ubrałam czarną czapkę z daszkiem. Na ręce dalej miałam zieloną wstążkę, ale schowałam ją pod rękawiczkę. Zeszłam na dół i zobaczyłam go w boksie Jazona. Podeszłam do niego i stanęłam za nim.
- Hej. - powiedziałam i czekałam, aż coś odpowie
- Cześć - powiedział. Chyba mnie nie poznał.
- No to jedziemy w teren? - zapytałam i podeszłam do Jaremy.
- Jasne  - powiedział i wyprowadziliśmy konie.
Wsiedliśmy na nie i pojechaliśmy w stronę lasku.
- Co u ciebie? - zapytałam go
- Żyję - powiedział. Stał się on chyba bardziej skryty, albo mnie nie poznał.
- Krzysiek, Przestań udawać. Przecież wiem, że udajesz. - powiedziałam nieśmiało
- O czym ty mówisz? - zapytał mnie. Całkowicie o mnie zapomniał i okłamał zarazem. Obiecał, że nigdy o mnie nie zapomni. I co?
- Pokaż lewą rękę.
- Nie.
- Proszę.
- Nie!
Miałam ochotę go uderzyć. Całkowicie o mnie zapomniał. Nagle wpadł mi do głowy pomysł.
- Krzysiek.
- Co?
- Patrz. - powiedziałam ściągając rękawiczkę na prawej ręce. Była tam blizna w kształcie litery "K". On chyba jednak dalej nie pamiętał.
- Nie pamiętasz mnie?
- Jakoś nie.
- Na lewej ręce masz zieloną wstążkę. Znałeś kiedyś Karolinę i San Diego?
- Tak, a co. Znasz ją?
- Tak to ja.
Zaniemówił. Patrzył się na mnie jak na wariatkę. Jego szare oczy błyszczały w słońcu.
- Jak to? - zapytał ze zdumnieniem.
- Po prostu.
- Okej to jakie było godło?
- Pegaz skaczący przez przeszkodę.
- Okej. Kiedy się urodziłem?
- Piętnastego lipca.
Przez chwilę nic nie mówił. Patrzył się w przestrzeń.  Chyba słuchał ćwierkania ptaków i oglądał drzewa nie wierząc w to co powiedziałam.
- To naprawdę ty. A czemu teraz jesteś tutaj? Czemu od razu nie mówiłaś, że to ty?
- Mówiłam. A teraz tu mieszkam, bo moi rodzice wyjechali.
Potem jeszcze w drodze powrotnej jeszcze chwilę rozmawialiśmy. Rozsiodłaliśmy konie i Chris musiał iść, więc pożegnaliśmy się i poszłam nakarmić konie. Potem zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Okazało się, że byłam w terenie cztery godziny. Nawet nie zauważyłam ile czasu minęło.
Jarema dziwnie wyszedł na zdjęciu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz